Szczególnie, gdy będzie dużo mówić o ochronie przed uciskiem ze strony korporacji (czasami dodając: „ i polityków”, żeby skojarzenie było jeszcze gorsze). Prawie każdy lubi być chroniony. Naturalna potrzeba. To nie oznacza jednak, że trzeba takiego samozwańczego trybuna ludowego popierać i to nie tylko dlatego, że wszystkie te prawa pracownicze potrafią wyjść pracownikom na szkodę. Większą uwagę zwróciłbym na to, że często za chwytliwym hasłem ukrywa się prymitywny egoizm.
Jak zbudowane są teorie będące ideowym fundamentem obrońców praw pracowniczych? Bardzo często główną tezą jest konflikt interesów pomiędzy pracodawcami a pracownikami. Pomiędzy samymi pracownikami oraz pomiędzy pracodawcami ma być zaś wspólnota interesów. Pomijam już kwestię prawdziwości tego twierdzenia, bo przecież pracownik może rywalizować o awans lub lepszy etat tylko z innym pracownikiem. Bo przecież nie z właścicielem firmy, której rentowność jest w interesie zarówno jego (bo dzięki niej zarabia) jak i tego właściciela. Czasami jednak rzeczywiście tak jest i między pracownikiem a pracodawcą pojawia się spór.
Co robi człowiek, któremu na sercu leży sprawiedliwość? Zainteresuje się, czy któraś ze stron nie stosuje nieuprawnionej agresji, oszustwa lub nie próbuje bezpodstawnie zarządzać cudzą własnością. Sprawdzi, jak strony się umówiły co do współpracy i czy żadna z nich nie łamie postanowień. Nie będzie kierował się interesami stron, ale zasadami.
A człowiek, któremu na sercu leży sprawiedliwość, ale tak zwana „społeczna”? Przyjmie, że jedna ze stron to podły wyzyskiwacz, a druga to biedna ofiara i rację ma oczywiście ta druga. Zamiast przestrzegania różnorodnych umów narzuci jeden wzór umowy, czyli Kodeks Pracy. Zamiast równości obu stron - uprzywilejowanie jednej, bo umowa może być inna niż kodeksowa, ale nie może być mniej korzystna dla pracownika. Dla pracodawcy już tak.
Nawet jeśli pracownicy będą uzurpowali sobie prawo do rządzenia firmą. Nawet wtedy znajdzie się ktoś, kto uzna, że dobieranie się do cudzej własności też należy do ich praw pracowniczych. Z zasadami nie ma to nic wspólnego, ale co z tego? Nasz interes klasowy...
No dobrze, ale pracodawcy nie zawsze są uczciwi. Prawda, ale sprawa między pracodawcą a pracownikami powinna być oceniana na tych samych zasadach jak wszystkie inne. Bez zakładania z góry, że pracownik to strona słabsza i trzeba mu przyznać z tego tytułu rację. Bo raz: to nie zawsze prawda, a dwa: nawet jeśli, to rację przyznaje się nie temu, kto jest słabszy (lub silniejszy), ale temu kto ją ma.
Poza tym, to na rzecz pracowników działa konkurencja między pracodawcami. Jeśli komuś zależy na pracownikach, to nie powinien blokować wchodzenia nowych przedsiębiorstw na rynek. A tak się dziwnie składa, że paru głośnych obrońców pracowników to zwolennicy zamykania rynku…
Zapewne wielu ludzi popierających tak zwane „prawa pracownicze” to ludzie na ogół uczciwi, jestem tego niemal pewien. Zauważam jednak, że to myślenie w kategoriach interesów grupowych jest na tyle silne, że na co dzień nie widzimy tego, co ono tak naprawdę oznacza.