Odwiedzam je, kiedy deszcz pada zbyt długo. Patrzę na nie i porównuję ze zrzutami z ich lepszego okresu. Kiedy wiele mówiły a jeszcze więcej obiecywały. Poruszam się pomiędzy nimi, jak pośród pamiątek po bliskich mi znajomych. Ostrożnie, by nie przegapić najmniejszych detali, by nie nadepnąć na ich czułe miejsca.
Oto ten, który miał marzenie – stworzyć nasz Jawor. Ale okazało się nierealne. Albo jeszcze inaczej – nikt go nie chciał, bo każdy woli swój Jawor.
Czasem nie ma żadnego komunikatu. Witryna po prostu się nie otwiera. Można czekać całymi długimi minutami i …nic. Pustka. Jestem a jakoby mnie wcale nie było. Aż w końcu pojawia się nerwowy, cicho szepczący komunikat: „przekroczono limit czasu połączenia”.
Równie smutne są te otwierające się strony, które jednak z sobie znanych powodów, zostały opuszczone przez właścicieli. Jakby chodziło im tylko o zaistnienie w sieci, przedstawienie swoich nazwisk, nicków i …nic więcej. Projekty, pomysły – od lat zahibernowane w stanie „przygotowania”.
Są też strony wyraźnie porzucone przez swoich adminów. Widać na nich dość sporą aktywność, która jednak przejawia się jedynie w krótkich, ściśle wyznaczonych okresach. To kampanie wyborcze. Kandydatom starczyło pieniędzy na opłacenie hostu nawet na kilka lat, ale zabrakło motywacji do zwyczajnych aktualizacji, których trud przekroczył ich siły. Straszą więc obietnicami z przeszłości. Zapewniają, że są zwarte i gotowe.
Jeszcze inne sprzedały swoją tożsamość. Na ich stronach są zupełnie inne treści. Inni ludzie, inne galerie. I tylko adres wciąż pozostaje ten sam…
W sieci widać wszystko – co jest tylko chwilowym kaprysem, ukrytą autopromocją, krzykiem rozpaczy wołającej o wsparcie, zwyczajnym smutkiem, uwiądem starczym, młodzieńczym lenistwem czy jedną z wielu, niepoważnych inicjatyw, których nikt nie zamierza kontynuować dłużej niż trwa sezon polowania na szczęśliwy los.
Najbardziej martwi śmierć tych witryn, które przez lata dokumentowały – zdawać się mogło – poważne przedsięwzięcia. Niestety, rzeczywistość okrutnie zweryfikowała ich zamiary.
A jednak – kiedy patrzę na te martwe witryny lub tylko marne po nich ślady – myślę sobie: może tak właśnie ma być? Wcześniej czy później podobny los czeka przecież wszystkie. Trudno sobie to wyobrazić, ale również te silne aktywnością swych twórców i gości – kiedyś zamilkną, zamkną swoje podwoje i zabronią wstępu. Pozostaną tylko stare zrzuty przechowane przez przypadek. Cóż, może to więcej niż torba na kółkach, którą ciągnie za sobą jeden z ważniejszych niegdyś ludzi w Jaworze…
Mirosław Tender