Można się również dzielić takimi spostrzeżeniami w gronie znajomych, u cioci na imieninach, popijając piwko z kolegami lub… hejtując - ukryci pod nickiem - w Internecie. Można także mieć wrażenie, że sesja, w której się uczestniczy to lokalne wydanie targowiska próżności. Ale jeśli piszący chce być traktowany poważnie i w tym, co publicznie pisze wiarygodny, powinien umieć uzasadnić swoje sądy. Jeśli nie potrafi tego zrobić, to jego oceny oparte na wrażeniach stają się albo przejawem braku wiedzy, albo oszczerstwami, albo jednym i drugim jednocześnie. Tylko tyle i aż tyle.
Ukazał się kolejny artykuł P. Baczmańskiego, w którym min. wraca do kwestii użytego przez siebie sformułowania „targowisko próżności”. Przypomnę, że P. Baczmański przyszedł na posiedzenie sesji Rady Miejskiej i następnie opublikował artykuł „Kopalnia no comments”, w którym napisał: „ Biorąc udział w odbywającej się w czwartek (28.01.br.) XIV sesji Rady Miasta i Gminy Bolków miałem nieodparte wrażenie, że uczestniczę w lokalnym wydaniu targowiska próżności.”
W mojej odpowiedzi na jego tekst, przywołałem znaczenie tego określenia, wyjaśnione przez autora książki o tym tytule („bardzo podejrzany rynek, pełen fałszu, obłudy, kłamstwa i szacunku dla pozorów”). W drugim tekście „Warczenie Pitbulla…” P. Baczmański utrzymał swą ocenę tego, co zobaczył na sesji oraz trafność użytego sformułowania, ale ponownie nie podał jakiegokolwiek uzasadnienia swego stanowiska. Gdyby autor był pewny swych racji, znał znaczenie słów, którymi się posługuje, a jego poglądy były ugruntowane, nie unikałby podania odpowiedzi na narzucające się pytania: Kto kłamał? Czy wszyscy, czy tylko niektórzy? Dlaczego w artykule nie było przykładów tych kłamstw? Kto był pełen obłudy? Jakie były jej przejawy? Kto miał szacunek tylko dla pozorów, a kto był fałszywy w tym, co mówił i co robił? Sytuacja tym łatwiejsza, że dotyczy konkretnego wydarzenia, które odbyło się w konkretnym miejscu, o konkretnej porze. Jest zapis wideo, jest protokół i sam oceniający był obecny na sesji.
W ostatnim swoim artykule „Najlepiej nic nie widzieć, nic nie słyszeć, nic nie pisać…” P. Baczmański napisał: „Kolejny raz autor (czyli ja –JM) się czepia użytego przeze mnie w jednym z tekstów określenia. Poświęca nawet temu cały akapit. Chodzi o „targowisko próżności”. Autor przypodobał sobie jedną z definicji. I ok. Ja znalazłem swoją: „Targowisko próżności ukazuje szeroką panoramę angielskiego społeczeństwa przełomu XVIII i XIX wieku. U Thackeraya owym targowiskiem jest wiktoriańskie społeczeństwo, z jego obsesją na punkcie tytułów i gromadzenia dóbr materialnych. Obraz świata, który przedstawia autor jest odrażający, ale i fascynujący w swojej różnorodności. Czytelnik sam musi rozstrzygnąć, czy jest to wizja daleka od prawdy i czy zdezaktualizowała się w naszych czasach”. I koniec. Niby co ma z tego wynikać? Czy to, że będąc na sesji 28 stycznia 2016 r., P. Baczmański miał wrażenie, że ukazuje mu się szeroka panorama angielskiego społeczeństwa przełomu XVIII i XIX wieku, że uczestniczący w sesji byli jak wiktoriańskie społeczeństwo, z jego obsesją na punkcie tytułów i gromadzenia dóbr materialnych, a obraz świata, który zobaczył, był odrażający i fascynujący jednocześnie ? Musimy z P. Baczmańskim egzystować na różnych poziomach rzeczywistości. Ja też byłem na tej sesji, ale nie widziałem na niej ani jednego Anglika. Panoramy angielskiego społeczeństwa też nie dostrzegłem. Była to zwykła sesja, ani lepsza, ani gorsza od innych. Nikt z obsesją na punkcie tytułów i gromadzenia dóbr mi się nie objawił. Nie dostrzegłem jakiegokolwiek powodu, by się jej przebiegiem brzydzić i fascynować zarazem. Inni obecni na sesji też niczego niezwykłego w niej nie widzieli. Wszyscy żylibyśmy zapewne nadal nieświadomi istnienia alternatywnego świata moralnej zgnilizny, gdyby nie artykuł P. Baczmańskiego. Powtórzę więc ponownie: dobrze, że przyszedł strażak.
Do innych spraw poruszonych w „Najlepiej nic nie widzieć, nic nie słyszeć, nic nie pisać…” odniosę się w następnych artykułach.
Jacek Machynia