O tym kiedy sklep będzie otwarty powinien decydować właściciel, a nie ustawodawca. Bo to jego sklep, a nie sklep uchwalających zakaz polityków. Jeśli ktoś chciałby, aby nie handlowano w niedziele może zaprzestać chodzenia na zakupy w ten dzień. Zmniejszy tym samym obroty i opłacalność handlowania w niedzielę. Dziś jednak nie będę nikogo przekonywał do swojego zdania. Dziś chcę podzielić się pewnym spostrzeżeniem.
Przeciwko zakazowi jakoś nie chce protestować Janusz Korwin-Mikke, który zazwyczaj bronił wolnego rynku. Zamiast konsekwentnie stanąć po stronie swobody umów i ochrony własności prywatnej usprawiedliwia zakaz dylematem więźnia. Skoro on i jego partia nie, to miejsce przeciwników zajmować zaczął ktoś inny.
Przeanalizowałem zawartość forów i stron przeciwników pod kątem tematu zamykania sklepów w niedzielę. Jak próbują przekonać Polaków, że ten zakaz jest niesłuszny? Nie cytuję dosłownie, jedynie przekazuję sens najczęściej przewijających się wypowiedzi:
Skoro sklepy to i kościoły w niedzielę pozamykać!
A ciekawe, gdzie sobie te katole kupią Harnasia po powrocie z kościoła, jak wszystkie sklepy będą zamknięte, hehehe
Nie będzie nam ePISkopat mówił gdzie i kiedy mamy robić zakupy!
I oczywiście nieśmiertelne:
Nie wszyscy w tym kraju są katolikami!
Tak, to prawda – nie wszyscy. Tak się jednak składa, że większość jednak jest. I tą katolicką większość mają zamiar przekonać argumentowaniem z pozycji… antyklerykalnych. No po prostu ręce opadają! Mi nie chodzi o to, że skoro katolików jest zdecydowana większość to mają prawo narzucić wszystko co chcą, bo to nie jest argument merytoryczny. Ale liczba katolików to argument praktyczny. Jak można na poważnie chcieć skłonić przeważnie katolickie społeczeństwo do odrzucenia pomysłu zamykania sklepów w niedzielę wyśmiewając ich i sugerując im bycie alkoholikami?
Jaki może być za to skutek takiego postawienia sprawy? Taki, że każdy przeciwnik odgórnego zamykania sklepów będzie w oczach społeczeństwa wychodził na antyklerykała. A ja nie chcę wychodzić na antyklerykała, bo mnie ta postawa polityczna odrzuca jak mało która.
A przecież w postulacie, aby o czasie pracy sklepu decydował właściciel a nie politycy nie ma nic antykatolickiego. Otwarcie sklepu nie oznacza przymusu dla klienta, nie narusza jego wolności. Jest cała masa normalnych argumentów przeciwko zakazowi. Tymczasem sprowadzenie całego tematu do „świętej” wojny przeciwko Kościołowi nie daje szans na przekonanie nikogo. Czy naprawdę aż tak brakuje im poczucia realizmu politycznego?
Pozostaje też inne wyjaśnienie. Opisanym przeze mnie krytykom jest zupełnie obojętne, czy sklepy będą zamknięte czy otwarte i czy stanie się to decyzją państwa czy ich właścicieli. To po prostu okazja, żeby powyzłośliwiać się na kler i ludzi o innych poglądach. W sumie tylko tyle.