Jedną z nich jest pomysł podniesienia progu kwoty wolnej od podatku PiT. Pisząc po ludzku: chodzi o to, aby osoby zarabiające poniżej pewnego pułapu nie musiały płacić podatku dochodowego. Obecnie dotyczy to osób, które w ciągu roku zarobiły nie więcej niż 3091 złotych.
Zwolennicy podniesienia progu proponują różne kwoty, jednak co do jednego są zgodni – obecny próg jest zbyt niski i dochody niewielu osób się w nim mieszczą. Trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ trzy tysiące w ciągu roku prawdopodobnie uzyskują głównie osoby młode pracujące dorywczo.
Zaletą podniesienia kwoty wolnej od podatku jest z całą pewnością to, że ogólny poziom opodatkowania społeczeństwa spadnie. Po prostu większa niż dotychczas liczba ludzi nie będzie musiała podatku PiT zapłacić, a dzięki temu więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach ludzi.
Jestem przeciwnikiem podnoszenia podatków. Nawet jeśli to nie je miałbym je płacić, to również jestem przeciwko, po prostu uważam, że polityka dużego budżetu i wysokich podatków jest niewłaściwa. A ponadto niezależnie od tego, komu podatki rząd podnosi, to i tak w pewnym sensie podnosi nam wszystkim. Z tego powodu skłaniałem się do poparcia postulatu podniesienia kwoty wolnej od podatku – zawsze to jakieś zmniejszenie opresji podatkowej.
Niestety, postulat ma dwie poważne wady.
Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale podnoszenie kwoty wolnej od podatku nasila nieuczciwą praktykę zabierania większej ilości pieniędzy tym, którzy zarabiają więcej. Wychodzi bowiem na to, że jeśli ktoś zarabia mało, to zostanie „nagrodzony” brakiem podatku. A kto zarabia więcej, ten zostanie „ukarany” i zapłaci podatek.
Owszem, obecny sposób obliczania wysokości podatku wyklucza (na szczęście!) kuriozalną wręcz możliwość zubożenia na skutek podwyżki. Jednak fakt jest faktem – osoby zarabiające więcej muszą oddawać państwu większy odsetek swoich dochodów. Podnoszenie kwoty wolnej od podatku pogłębia niesprawiedliwość polegającą na tym, że jedni muszą się dokładać więcej, a drudzy mniej. Reformy systemu podatkowego powinny moim zdaniem iść w kierunku sprawiedliwego, równego dla wszystkich podatkowania, a nie dyskryminacji kogokolwiek.
Druga wada dotyczy kwestii - tak ją pozwolę sobie nazwać - strategicznej. Obniżanie podatków teoretycznie opłaca się wszystkim płatnikom, jednak w praktyce można zrobić tak, aby części z nich nie zależało na ogólnym obniżaniu podatków. Wystarczy obniżyć jakiejś grupie. Podniesienie kwoty wolnej od podatku może przyczynić się do tego, że wielu ludzi straci zainteresowanie walką z nadmiernym opodatkowaniem, bo będzie im się wydawać, że problem już ich nie dotyczy.
Z punktu widzenia polityków jest to całkiem sprytne: od biednych i tak nie da się wiele wycisnąć więc tym odpuśćmy kupując sobie ich poparcie lub przynajmniej bierność i zajmijmy się skubaniem tych, którzy mają konkretne pieniądze. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że niektórzy politycy myślą w ten sposób. Z tej perspektywy reforma byłaby swego rodzaju łapówką, jaką politycy płacą najuboższym.
Nie sugeruję bynajmniej, że zwolennicy podnoszenia kwoty wolnej od podatku tego chcą. Zaznaczam jedynie, że taki może być nieplanowany skutek tej reformy. Nie musi, ponieważ ludzie mogą też sprzeciwiać się wysokim podatkom z przyczyn ideowych. Niemniej ta najbliższa człowiekowi motywacja zanika.
Nie chcę nikogo specjalnie zniechęcać, ale ja wolę jednak wstrzymać się od udzielania poparcia tej propozycji. Wolę wspierać projekty, które zakładają możliwie najniższe podatki, ale płacone na równych zasadach, bez tworzenia jakichkolwiek uprzywilejowanych grup podatników.
Więcej o kwocie wolnej od podatku można przeczytać tu:
http://www.kwop.pl/