Prof. Zyśko prowadzi Pracownię Medalierstwa i Małej Formy Rzeźbiarskiej na Wydziale Malarstwa i Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Od kilku lat prowadzi również autorską galerię sztuki "Kuźnicza". Podczas piątkowego wernisażu rozmawialiśmy z artystą o tym, co było inspiracją do przedstawienia postaci polskich bohaterów. Obok rtm. Pileckiego w Jaworze prezentowana jest także postać majora Hieronima Dekutowskiego "Zapory".
To co rzuca się w oczy, to uchwycające podobieństwo, a jednocześnie pewną głębie rzeźby polskich bohaterów czasów II wojny światowej. Co zainspirowało Pana do poświęcenia swojej pracy tym postaciom?
Właściwie swój cykl postaci zacząłem od "Nila". Jego można zobaczyć aktualnie na wystawie w Opolu, gdzie zrobiłem dwie głowy poświęcone gen. Augustowi Fieldorfowi, pseudonim "Nil". Tak się zaczęło. O "Nila" prosił mnie kolega, że może uda się stworzyć pomnik we Wrocławiu. Na tej fali powrotu pamięci o Niezłomnych - Wyklętych, która na szczęście zaistniała. Potem pomyślałem, że dlaczego tylko "Nila", żeby zrobić cykl większej liczby osób. Zrobiłem "Inkę", którą też można zobaczyć w Opolu, a później powstał Pilecki. Pilecki powstał też troszeczkę przypadkowo. Ogłoszony został konkurs na pomnik poświęcony rtm. Pileckiemu w Warszawie. Jednym z warunków wzięcia w nim udziału było zrobienie samej głowy. Zrobiłem głowę, ale to nie jest ta, którą tu prezentuję. Zrobiłem głowę realistyczną, taką pomnikową, klasyczną. Tu, stwierdziłem że muszę pokazać bardziej, co staram się robić, to cierpienie, całą historię tych osób. Żeby nie pokazać ich w ten sposób zwykły, jak często mamy pokazane głowy, że jest człowiek - jeden z wielu, tyle, że rysy są tej konkretnej osoby. Chciałem pokazać więcej, pokazać ich los, bardzo ciężki, trudny. Taka postać jak Pilecki, to jest coś niespotykanego na skalę światową. Tak powstały takie ekspresyjne głowy.
Wspominał Pan, że zaczęło się to od prośby kolegi, ale czy to też nie wynika z Pańskiego zainteresowania i wrażliwości?
Później już tak. Ta pierwsza inspiracja powstała, żeby zrobić głowę "Nila". Potem już sam chciałem tym tematem się zająć, bo uznałem go za ważny.
To też ciekawy sposób zainteresowania odbiorców losami Polski.
Oczywiście, że tak. Właśnie w taki sposób niekonwencjonalny. Żeby pokazać też ten trudny los tych ludzi. Głowa "Inki" owszem jest realistyczna, ale oplotłem ją takim bluszczem, żeby pokazać to przywrócenie pamięci po latach. Jeszcze w latach 70-80, nawet na początku 90, nikt nie słyszał o "Ince". Dopiero teraz, po 2000 roku, jakby ta sprawa wypłynęła szerzej. Ale jeszcze ciągle są środowiska, którym to nie w smak, że wspominamy Wyklętych. Spotykam takich ludzi, nawet na uczelni, którzy gdzieś korzeniami są jeszcze w tej starej epoce komunistycznej i oni by najchętniej te osoby zapomnieli. Na przekór postanowiłem więc je pokazać. To jest moje takie, tak czuję, zadanie jako rzeźbiarza. Zajmowałem się dosyć długo rzeźbą abstrakcyjną, której jedną z namiastek mamy - tą "kolumnę". Ale od jakiś dziesięciu lat wróciłem do klasycznej rzeźby, przedstawieniowej, gdzie figura człowieka staje się pretekstem.
Aleksander Marek Zyśko, Rotmistrz Pilecki, ceramika, stal, 2015