Krótkowzroczność
Pierwszą nieoczekiwaną zmianą miejsc, ale jakże spektakularną, była zmiana na stanowisku burmistrza Jawora. Nieoczekiwana była szczególnie dla urzędującego wtedy Artura Urbańskiego, gdyż do końca wierzył w swoją wygraną. Chodziły słuchy, że proponowano mu nawet kogoś kto mógłby kandydować zamiast niego, z najbliższego grona Porozumienia Prawicy, ale tę opcję były burmistrz odrzucił. Skończyło się to zamianą Urbańskiego na Berę.
Wiceszef
Następną zmianą, było obsadzenie wiceburmistrza naszego miasta. Emilian Bera długo zwlekał z wyborem swojego zastępcy, choć jeszcze w kampanii wyborczej stanowisko to obiecał Joannie Piotrowicz, która cieszyła się w kręgach lewicowych sporym poparciem. Jednak, jak to bywa z obietnicami naszego burmistrza i w tej sprawie nie dotrzymał słowa, ponieważ nieoczekiwanie jego zastępcą została Agnieszka Rynkiewicz. Tutaj należy się wyjaśnienie dla niewtajemniczonych; w ostatnich wyborach samorządowych do Rady Powiatu, Joanna Piotrowicz uzyskała drugi wynik na liście (106 głosów), a Agnieszka Rynkiewicz także uzyskała drugi wynik, ale od końca (18 głosów). Która z tych pań miała większy społeczny mandat i powinna zasiąść na fotelu wiceburmistrza? Wyniki mówią same za siebie, ale jak widać, wyroki partyjne są niezbadane.
Wicefigurant
Kolejnym zaskoczeniem, był skład prezydium Rady Miejskiej. Nie dziwił wybór przewodniczącego Daniela Iwańskiego, mocno związanego zawodowo i ideowo z Platformą Obywatelską, jak i wiceprzewodniczącej z tzw. „czerwonego betonu” Eweliny Szynkler, natomiast obsadzenie Grzegorza Olszewskiego było już z kategorii politycznego „deal'u”. Stanowisko zastępcy przewodniczącego Rady Miejskiej kosztowało cenę bezkrytycznego podnoszenia ręki według instrukcji szefa. Tak właśnie postępuje bez szemrania klub skupiony wokół burmistrza. Tego już dłużej nie mógł wytrzymać Olszewski. Wystarczyło, że raz wstrzymał się od głosu podczas głosowania nad skargą na burmistrza, aby dostać ostrzeżenie - jednak kroplą, która przelała czarę goryczy, był sprzeciw w trakcie głosowania nad budżetem na 2017 rok. Z „to make a deal”, wyszło „to get a raw deal”. Szybko zastąpiono go kolejnym działaczem Platformy Obywatelskiej – Michałem Banderem. Nieoczekiwanie dla niektórych byłych koalicjantów, ex wiceprzewodniczący zasiadł wśród opozycjonistów obecnej władzy.
Ślepy zaułek
Nieoczekiwaną metamorfozę przeżył także Wojciech Oślak startujący w wyborach samorządowych z list Grzegorza Kocwina, który otwarcie sprzeciwiał się polityce obecnego włodarza. Razem z Wojciechem byliśmy także w stowarzyszeniu i nosiliśmy się z zamiarem założenia wspólnego klubu radnych. Burmistrz zaproponował Oślakowi inną drogę. Droga ta nazywała się: ulica Cukrownicza, a dokładniej, jej kawałek. Remont osiedlowej drogi biegnącej do bloków, raz na zawsze odcisnęła piętno przynależności do klubu „Razem”. Zmiana miejsca siedzenia na sali obrad była czystą formalnością.
Rozwód i ślub
Jeszcze większym i nieoczekiwanym rozczarowaniem w szeregach Porozumienia Prawicy okazała się Brygida Kaczkowska. Kolejny raz weszła z tym ugrupowaniem z bardzo dobrym wynikiem. Można było zaobserwować spore poparcie społeczne centroprawicowego elektoratu. Niestety różne podchody burmistrza sprawiły, że radna zaczęła głosować identycznie jak cały klub „Razem”. Początkowo jej decyzje wzbudzały szok i niedowierzanie, ale gdy już oficjalnie zaczęła pojawiać się na wspólnych spotkaniach z rządzącą ekipą, stało się jasne, że Porozumienie Prawicy straciło radną startującą z tej właśnie listy. Ujmując to metaforycznie - z klubem „Razem” „rozwód” wzięli Olszewski i Dynowski, natomiast „zaślubiny” odbyły się z Oślakiem. Kaczkowska żyje nadal w „konkubinacie” z klubem „Razem”, czyli osobno. Zmiana klubowych barw wydaje się już tylko kwestią czasu. Bera nadal może liczyć na „13” radnych, co daje mu swobodę rządzenia miastem.
Polowanie na stanowiska
Najbardziej nieoczekiwaną zmianą miejsc, była kombinacyjna reorganizacja kilku stanowisk w Urzędzie Miejskim. Priorytetowa dla nowego układu, miała być podmianka sekretarza gminy. Bliska współpracowniczka burmistrza, Monika Żmijewska była prawdopodobnie szykowana na tę posadę od pierwszego dnia po wygranych wyborach przez Emiliana Berę. To dlatego stworzono dla niej stanowisko dotąd nieznane: doradca burmistrza (na ten etat z gminnej kasy, wydano około 100 tysięcy złotych). Przez ponad rok, mogła się przyglądać, jak funkcjonuje jaworski ratusz i szukać okazji do wysadzenia z fotela poprzedniej sekretarz - Ewę Uciurkiewicz. Nie wdając się w szczegóły, mogę tylko powiedzieć, że podstępny plan się powiódł. Inne roszady i „odstrzelenie” nieprawomyślnych urzędników udawały się ze zmiennym „szczęściem”, ponieważ paru uprzednio zwolnionych pracowników, powróciło do pracy, np. po wyroku sądu.
Kulisy polityki nie wyglądają tak kolorowo, jak przeglądane co jakiś czas kolorowe gazety z uśmiechniętymi celebrytami. Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej brutalna.