Sprawa zmiany warunków pracy Andrzeja Madeja nie jest jednoznaczna. Jednoznaczny jest natomiast sposób, w jaki zmianę próbowano przeprowadzić na ostatniej sesji Rady Miasta. Sposób dodajmy żenujący. Próba podrzucenia radnym tuż przed rozpoczęciem obrad ważnego punktu, tak by zaskoczył wszystkich, była czymś skandalicznym.
Pomijając to czy zmiana pracowniczego położenia radnego Madeja jest słuszna czy nie, to sposób w jaki próbowano ją przeprowadzić, stawiając radnych przed faktem dokonanym i w sytuacji bez rozsądnego wyjścia (ważną decyzję podjąć mieli praktycznie bez zaznajomienia z tematem i zastanowienia) był nieuczciwy i niemoralny.
Zwycięstwo Emiliana Bery w ostatnich wyborach samorządowych wynikało w dużej mierze z tego, że jaworzanie oczekiwali zmian na lepsze. Także w aspekcie standardów, którymi kieruje się władza. Teraz okazuje się, że nie dość, iż oczekiwanej poprawy standardów nie ma, to nowa ekipa rządząca zaczyna posuwać się jeszcze dalej niż poprzednicy. Oby była to tylko jaskółka, która wiosny nie czyni.
Na szczęście, radni koalicji rządzącej poszli w końcu po rozum do głowy i odłożyli głosowanie do następnej sesji, tak by decyzja mogła zostać podjęta w zgodzie z własnym sumieniem i wiedzą. To oznacza, że radni klubu Razem potrafią jednak samodzielnie myśleć. Być może taka decyzja wynikała również z nieobecności na sesji burmistrza Bery. W ten sposób lider ugrupowania nie mógł w żaden sposób wpłynąć na kolegów ze swojego komitetu. Choć nie można wykluczyć, że i przy obecności burmistrza zapadłaby podobna decyzja.
Całe szczęście, że przewodniczący rady w odpowiednim momencie poszedł po rozum do głowy i nie dał wmanewrować siebie i całej rady w ten niskich lotów spektakl. Niestety faktem jest, że niesmak pozostał, a smród będzie ciągnął się jeszcze długo. Nerwowa atmosfera narasta w mieście, a nieprzespane noce czekają pewnie nie tylko radnego Madeja…