Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich były niezbitym dowodem, że Bronisław Komorowski w trakcie prezydentury oderwał się od rzeczywistości, czego świadectwem była oderwana od społeczeństwa kampania wyborcza. Momentami Komorowski zdawał się wręcz kpić z ludzi mówiąc o tym, że Unia i NATO nas słucha, że polska armia jest silna itd. Od początku debaty Komorowski próbował też sprowokować Andrzeja Dudę, skupiając się na atakowaniu, a chwilami wręcz pluciu na Prawo i Sprawiedliwość. Ten plan Komorowskiemu się nie powiódł.
Groteskowe było zrzucanie winy za wszelkie niepowodzenia naszego państwa na zaledwie dwuletnie rządy PiS-u, mające miejsce osiem lat temu! Czy naprawdę Bronisław Komorowski uważa, że głównym elementem programu powinno byś straszenie przeciwnikiem? Słaby wynik w pierwszej turze kandydata popieranego przez Platformę Obywatelską był w dużym stopniu wynikiem i tego, że w przeciwieństwie do głównego kontrkandydata, Komorowski prowadził silną kampanię negatywną. Z tej lekcji sztab PO nie wyciągnął wniosków.
Duda skupiał się na pozytywnych elementach swojego programu i swoich propozycjach dla Polaków, w kolejnych rundach argumentami punktując Komorowskiego. Momentami Dudzie nie pozostawało nic innego, jak patrzeć na niepanującego nad nerwami Bronisława Komorowskiego z politowaniem…
Duda karcił Komorowskiego niczym uczniaka za zmianę zdania z dnia na dzień w sprawie JOW-ów. Kandydat wspierany przez PO minę miał nietęgą. Duda wypomniał Komorowskiemu zupełną niekonsekwencję. –Panie prezydencie mówił pan, że ci, którzy chcą dzisiaj zmiany konstytucji to sfrustrowani politycy, mówił pan to nawet w ostatni piątek, po czym w poniedziałek sam pan wystąpił z projektem konstytucji, szokując całe społeczeństwo, bo nikt się nie spodziewał, że pan prezydent po tym, jak nie wygrał pierwszej tury wyborów może zmienić swoje zdanie z dnia na dzień. – gdy Andrzej Duda wypowiadał te słowa, prezydent Komorowski znalazł się na deskach.
Nie był to ostatni „gong”, jaki zaliczył niedzielnego wieczoru bezradny Bronisław Komorowski, któremu nie pomagały też próby przerywania wypowiedzi Andrzejowi Dudzie. Komorowski wciąż przekonany jest, że metodą na zwycięstwo wyborcze jest atak na PiS. Z perspektywy widza, należy uznać tę taktykę za niewypał. Także tłumaczenia Komorowskiego w sprawie JOW-ów i zwołanego naprędce referendum spotkały się z ciętą ripostą ze strony Andrzeja Dudy.
Komorowski kolejny cios zaliczył mówiąc o reformie Gowina, twierdząc, że dokonał jej partyjny kolega Andrzeja Dudy, a sam Komorowski musiał ją odkręcać. Kuriozum całej sytuacji polegało na tym, że Gowin nigdy nie należał do PiS-u, a reformę likwidującą część sądów, w tym jaworski, przeprowadził jako członek Platformy i minister w rządzie PO-PSL. Komorowski tak zagalopował się w atakowaniu PiS-u, że skrytykował tę partię nawet za działania Platformy, co z łatwością wykorzystał Duda zadając decydujący cios przypomnieniem Komorowskiemu, że to on sam podpisał ustawę likwidującą sądy!
Seria wzajemnych pytań dopełniła dzieła. Komorowski znalazł się na deskach i już się nie podniósł. W pewnym momencie zaczął machać kartką z oskarżeniami niczym swego czasu Stan Tymiński czarną teczką. Choć prędzej ta biała kartka była symbolicznym białym ręcznikiem, czego najlepszym przykładem były ostatnie mowy kandydatów. Bronisław Komorowski zaprzeczył w niej sam sobie. Najpierw mocno zaatakował kontrkandydata, a później mówił, że chcąc zgody należy głosować na niego! Duda natomiast ze spokojem przedstawiał swoją propozycje programowe, mogąc już tryumfować. To jednak nie koniec kampanijnych emocji. Tuż przed samymi wyborami dojdzie do rewanżowej debaty. Do tego momentu trwać będzie korespondencyjny pojedynek w walce o zaufanie Polaków przed dugą turą.