Strzelanie tuż po przerwie rozpoczął niezawodny Łukasz Zwoliński. Na 2:0 podwyższył kapitalnym uderzeniem Ilkay Durmus, a legniczan dobił autor pierwszego gola oraz w doliczonym czasie Flavio Paixão. To niezwykle ważne zwycięstwo w perspektywie walki o utrzymanie. Kolejny „mały finał” z Wartą Poznań już za tydzień (19 marca).
Trener Marcin Kaczmarek postawił zdecydowanie na ofensywę. W pierwszej „11” znaleźli się między innymi Marco Terrazzino, Kevin Friesenbichler oraz tak jak w Poznaniu – Dominik Piła i Bassekou Diabaté. Pierwszą składną akcję meczu przeprowadzili legniczanie, a zagrożenie po rzucie rożnym zażegnał Rafał Pietrzak. Obrońca Biało-Zielonych stanął na drodze piłki zmierzającej w światło bramki. Po tej sytuacji akcja przeniosła się pod pole karne Stefanosa Kapino. Tam również gospodarze szukali trafienia po stałym fragmencie, ale uderzenie Maločy powędrowało za siatkę. Lechiści z wolna coraz bardziej się rozkręcali szukając bardziej bezpośredniej gry i szybszej piłki pod bramkę przeciwników. W 20′ groźny strzał Maxime Domingueza zatrzepotał na siatce bramki Kuciaka. Słowak kontrolował lot futbolówki, ale Miedź szukała każdej okazji na oddanie strzału. Podopieczni Marcina Kaczmarka mieli optyczną przewagę, starali się dłużej przebywać na połowie rywala, jednak brakowało klarownych sytuacji, które mogłyby doprowadzić do zmiany rezultatu. Szarpać starał się indywidualnymi rajdami Diabaté, pracował z rywalami na plecach Zwoliński, szukał wolnych przestrzeni Piła, starał się kreować Friesenbichler. Pod koniec pierwszej części niezłe uderzenie z 22 metrów oddał Terrazzino, ale Kapino był na miejscu. Na więcej nie pozwolił zegarek na ręce arbitra Krzysztofa Jakubika i jeśli kibice chcieli obejrzeć gole, musieli odczekać 15 minut przerwy.
W drugiej części na boisku zameldował się Ilkay Durmus. Zmienił ukaranego żółtą kartką Kevina Friesenbichlera. Fani na trybunach Polsat Plus Areny nie musieli długo czekać, aby wyskoczyć w górę w geście radości, bo w 48′ Rafał Pietrzak zagrał idealną piłkę na głowę Łukasza Zwoińskiego, a ten nie miał problemu z trafieniem między słupki. Chwilę później Dominik Piła mógł podwyższyć wynik na 2:0, ale bardzo ciasny kąt i szybki doskok Kapino uniemożliwiły mu precyzyjną finalizację. Kolejną próbę starał się podjąć Diabaté, ale futbolówka po jego strzale powędrowała ponad poprzeczką. Lechia szukała drugiego gola, który uspokoiłby sytuację na boisku i dał jeszcze więcej pewności piłkarzom znad Motławy. Miedź musiała opuścić swoją połowę i zdecydowanie odważniej ruszyć pod bramkę gospodarzy. Dwukrotnie legniczanie pogrozili palcem defensorom Biało-Zielonych. Raz próbował Mijušković, a drugą próbę podjął Narsingh. W obu przypadkach skończyło się na strachu. W 66′ swoją szansę miał raz jeszcze Malijski atakujący Lechii, jednak zabrakło dwóch metrów po strzale lewą nogą. 10 minut później Ilkay Durmus przypomniał wszystkim, dlaczego jest jednym z tych graczy, na których bramki się czeka. Po rzucie wolnym Jarosław Kubicki posłał piękne długie, otwierające przestrzeń podanie do Turka. Ten złamał akcję do środka i prawą nogą wrzucił piłkę za plecy Greka w bramce gości. Gospodarze złapali wiatr w żagle i zakończyli dyskusję o trzech punktach w tym meczu w 88. minucie, kiedy po faulu na Bartkowskim sędzia spotkania podyktował „jedenastkę”. Do piłki podszedł Łukasz Zwoliński i nie pomylił się. Lechia – 3. Miedź – 0. Gdy wydawało się, że to koniec strzelania, przypomniał o sobie Portugalczyk Flavio Paixão, który świetnie nabiegł na piłkę zagraną przez Durmusa. To był ostatni akcent tego meczu i po poprzednich niepowodzeniach, w końcu Lechia uwolniła swój potencjał.
Lechia Gdańsk – Miedź Legnica 4:0 (0:0)
1:0 – Łukasz Zwoliński (48′)
2:0 – Ilkay Durmus (75′)
3:0 – Łukasz Zwoliński (88′, rzut karny)
4:0 – Flavio Paixão (94′)