Spotkanie rozpoczęło się od długiej wymiany, zakończonej nawet nie atakiem a przebiciem Ewy Boroskiej, z którym rywalki nie potrafiły sobie poradzić. To podopieczne Radosława Pokrywy nadawały ton grze. Gdy tylko przyjezdne doszły na 6:5, Ewa Boroska atakiem z drugiej linii ponownie wyprowadziła Olimpijki na dwupunktowe prowadzenie. Przy stanie 15:10 trener gości poprosił o pierwszy czas, ale na niewiele się to zdało. Ostatecznie zespół z miasta św. Marcina zwyciężył do 15.
Drugi set miał podbny przebieg. Jaworzanki okazały się wyraźnie lepsze, wygrywając 25:14. W trzeciej partii w poczynania drużyny trenera Pokrywy wkradło się rozluźnienie, co jest wielką bolączką kadetek Olimpii w bieżącym sezonie.
Przy stanie 16:20 wydawało się, że jaworzankom będzie już bardzo ciężko zakończyć spotkanie w trzech setach. Wówczas zareagował jednak szkoleniowiec prosząc o czas. - Powiedziałem, że jeśli chcą przegrać z tymi młodziczkami to proszę bardzo. Ja mam czas i mogę grać kolejny set - zdradził po meczu Radosław Pokrywa. Poskutkowało, bowiem dwa kolejne punkty zdobyły jaworzanki i przerwę wziął opiekun gości. Rywalki dwupunktową przewagę utrzymały do stanu 20:22. Wówczas sprawy w swoje ręce wzięła Weronika Knop, skutecznymi atakami doprowadzając do 24:22. Przyjezdne straciły nadzieje na zwycięstwo i nie były sobie w stanie poradzić z ostatnią zagrywką w meczu. Olimpia wygrała 25:22 i cały mecz 3:0.
- Myślę, że gdybyśmy pozwolili MOS-owi Wrocław troszeczkę pograć, to byłyby kłopoty, bo to drużyna potrafiąca grać. Mieliśmy może przewagę wieku, bo w tej drużynie było kilka młodziczek, więc musieliśmy to wykorzystać. W trzecim secie dziewczyny już myślały, że już wygraliśmy i tak się zaczynają problemy w siatkówce - komentował Radosław Pokrywa.
Olimpia Jawor - MKS MOS Wrocław 3:0 (25:15; 25:14; 25:22)