Nie tylko ja odniosłem wrażenie, że mgr inż. Milian, odpowiadając na pytania robił wszystko, żeby nie odpowiedzieć. Uciekał się w puste frazesy i dopiero przyciskany przez mieszkańców, w tym raz przeze mnie, pan mgr inż. stwierdził, że opracowując raport o oddziaływaniu na środowisko tzw. eksperci korzystali z literatury i przeprowadzali obserwacje podczas których popełnili sporo błędów.
Nie zauważyli choćby, że nieco ponad 200 metrów od kopalni znajduje się ujęcie wody dla osiedla. Nasi eksperci nie zauważyli, że wiatry wiejące we wsi wieją w inną stronę niż wskazują obliczenia ich komputera, co zręcznie wypomniał im p. Leszczyński, który to jest zwyczajnym rolnikiem, a nie magistrem inżynierem. Pan Leszczyński wspomniał także o tym, że na komisji 19 stycznia burmistrz Wroński stwierdził, że gmina będzie musiała inwestorowi płacić kilkumilionowe odszkodowania, jeśli do inwestycji nie dojdzie.
Wywołana do głosu p. Niewiadomska potwierdziła te słowa. Od kogoś z inwestorów usłyszeliśmy także, że Nasza wioska nie jest teraz zbytnio znana i może stać się znana dzięki kopalni. Zostało to skwitowane tak jak kilka innych absurdalnych wypowiedzi (m.in. p. Jaworskiej) - salwą śmiechu z sali.
Reprezentanci urzędu gminy nie potrafili jednoznacznie określić kto jest stroną postępowania i kilkukrotnie zmieniali zdanie w tym temacie. Zebrani Mieszkańcy wielokrotnie wspominali o lekceważącym stosunku władz gminy w sprawach bieżących. Było to także widać w zachowaniu wiceburmistrza, pana Jacka Machyni, który obrzucał ich nieprzyjemnymi uwagami i wywracał oczami podczas naszych wypowiedzi.
Ja z p. Machynią miałem wcześniej "przygodę" i stąd moje nieprzyjemne wymiany zdań z nim. Otóż stało to się we wrześniu. W czasie, gdy miałem praktyki w urzędzie gminy, poszedłem na spotkanie organizowane przez Partnerstwo Kaczawskie. Na spotkaniu tym poruszaliśmy bieżące problemy, ja wspomniałem, że czasem występuje brak komunikacji na linii mieszkańcy - urząd (czego teraz sami doświadczyliśmy). Podałem wtedy przykład sprawy jakże nam bliskiej, bo również dotyczącej kopalni, tylko, że w Sadach.
Nasza lokalna władza sesję rady gminy, która miała zdecydować o powstaniu kopalni w Sadach zorganizowała w Lipie, czyli najdalej oddalonej miejscowości. Tak, żeby przyjechało jak najmniej ludzi stamtąd. Od tamtego spotkania p. Machynia przy każdej okazji raczy mnie kąśliwymi uwagami i specjalnie w piątek mnie to nie zdziwiło. Zostałem także nazwany przez niego Towarzyszem.
Informuję, że Towarzyszem być nie mogłem, bo urodziłem się trochę zbyt późno. Szkoda, że urząd nie stworzył nam wcześniej okazji do wspólnej rozmowy z inwestorem, o tak ważnej dla nas sprawie. Takie rzeczy zawsze wywołują napięcia społeczne.
Najbardziej nurtującą mieszkańców sprawą był dostęp do wody. Eksperci inwestora stwierdzili w swoim raporcie, że wykopanie kilkaset metrów od wioski dziury o głębokości 55 metrów i powierzchni 6 hektarów nie wpłynie znacząco na stosunki wodne. Kolejną nurtującą nas sprawą był ruch ciężarówek. Inwestor stwierdził, że jego ciężarówki będą jeździły do Mysłowa, natomiast jeśli chodzi o prywatnych nabywców, to on nic nie gwarantuje. Stwierdził także, że postawimy znak, a najlepszymi strażnikami są mieszkańcy wsi.
Nie potrafił się odnieść do tego, że od strony Dobkowa też stoi znak, ani do tego, jak te 40 tonowe ciężarówki będą jeździły zimą. Mieszkańcy zwrócili także uwagę na oddziaływanie kopalni na osoby starsze i schorowane. Na to też od eksperta - Pana Miliana, usłyszeliśmy pustosłowie.
Pan wiceburmistrz próbował udobruchać mieszkańców, mówiąc, że do budżetu gminy będzie wpływało rocznie 200-300 tys. złotych, które rzekomo trafi do Lipy. Czyli jakieś 5 milionów przez 20 lat pracy kopalni. Zwróciłem wtedy uwagę, że wykonanie 2 remontów drogi do Mysłowa od kopalni, to razem już 3 miliony złotych. Pieniądze, którymi próbowano nas „przekupić” są śmieszne. Nie mamy zresztą żadnej gwarancji, że ktokolwiek w tej kwestii dotrzyma słowa.
Dowiedzieliśmy się także, że podczas strzelania półtonowymi ładunkami, 2 razy w tygodniu na pół godziny będziemy mieli zamykaną drogę. Trzeba zwrócić uwagę, że ta droga nie służy tylko nam, bo często widujemy tutaj rejestracje z Warszawy, Torunia, czy Wrocławia. Zamykanie drogi na pół godziny z pewnością będzie dla nas uciążliwe. Mieszkańcy zwrócili także uwagę, że podczas powodzi zanieczyszczenia z kopalni mogą spłynąć do wsi, na co dostaliśmy odpowiedzieć, że czasem się tak zdarza.
Bardzo zasmucił mnie brak burmistrza Wrońskiego na rozprawie. Podobno był on wtedy na spotkaniu w Warszawie, jednak p. Leszczyński przekazał mi informacje, że Burmistrz był widziany po godz. 15 koło ZSA w Bolkowie. Zdecydowanie właściwsze by było, żeby to on zasiadł na miejscu p. Machyni, bo to na niego część mieszkańców wsi oddała swoje głosy.
Atmosfera od początku była gorąca. Mnie osobiście również poniosły emocje, ale jest to dla mnie jako mieszkańca sprawa niezmiernie ważna i od początku zaangażowałem się wraz z liczną grupą, aby zablokować uruchomienie tej kopalni.
Najważniejsze jest, żebyśmy nie dali się podzielić, a jeszcze ważniejsze jest to, żebyśmy ze sobą o sprawach ważnych dla wsi rozmawiali. Wszystkich w piątek poniosły emocje, w tym mnie. Czuję się zobowiązany, żeby tutaj publicznie przeprosić Panią Sołtys.
W całym tym zamieszaniu wyszło jedno - niewystarczająca komunikacja. Nie możemy się wszyscy kontaktować przez to co usłyszymy w sklepach. Ja apeluję do Pani Sołtys żeby umożliwić nam częstsze rozmawianie o sprawach wsi, żeby organizować raz na kwartał zebranie wiejskie. Pani Sołtys może oddawać serce dla wsi, nie kwestionuje tego. Jeśli zaczniemy ze sobą rozmawiać to z pewnością będziemy dostrzegali więcej rzeczy i więcej osób się zaangażuje. Wspólnie pokażemy, że nam w Lipie nikt życia urządzać nie musi.
Sami sobie możemy doskonale ze wszystkim poradzić, bo najlepiej wiemy czego nam potrzeba. Pan inwestor stwierdził, że może dać tylko max. 10 miejsc pracy, a my byśmy chcieli z pewnością tych miejsc 100, ale on nam nie może tego zagwarantować. Nie. Panie inwestorze my nie chcemy ani 10, ani 100 miejsc pracy. My dalej chcemy mieć wodę i czyste powietrze. Chcemy bezpiecznie pójść do sklepu, szkoły i kościoła. Chcemy żyć spokojnie i powoli. Tak jak do tej pory.
Patryk Jurga