Niektórzy mają łatwiejszą drogę do przekonania swoimi argumentami, inni nieco trudniejszą, szczególnie ci, którzy muszą powiedzieć kiepsko zarabiającemu Polakowi, że podwyższenie mu pensji przez rząd nie będzie niczym dobrym. Chyba już w pierwszym akapicie zdążyłem pokazać, po której stronie dyskusji się znajduję i chociaż do żadnej wyżej wymienionych grup raczej nie należę, to wyrażę swoje zdanie w tej sprawie, zacznijmy więc zabawę.
Chyba nadszedł czas otwierać szampana, po projektach takich jak 500+ oraz mieszkanie+, dzięki którym nasza rodzima gospodarka ruszyć ma z kopyta niczym najlepszy ogier wyścigowy, miłościwie nam rządzący wpadli na kolejny, a jakżeby inaczej, genialny oraz zbawienny dla gospodarki pomysł – podniesiemy wam pensję minimalną o całe 150 zł – powiedziała niedawno premier Beata Szydło. Pomyśleć, że to tak proste, że wystarczy napisać na papierze, że ludzie mają być bogatsi i faktycznie będą, zastanawia mnie w takiej sytuacji tylko skąpstwo rządzących, dlaczego tylko 150 złotych więcej? Dlaczego nie 10 tys. zł? Przecież wtedy dopiero bylibyśmy mocarstwem! Od lat jak idioci do Afryki wysyłamy paczki, pomoc, organizujemy zbiórki żywności, a wystarczy przekazać im ten wybitny pomysł, na który nie potrafili wpaść wcześniej najwięksi mędrcy tego świata – minimalna w górę i mamcie dobrobyt!
Teraz czas na bycie przez chwilę poważnym, ponieważ nie jest to tylko niegroźny, głupi pomysł, lecz coś co w dłuższej perspektywie przyniesie bardzo nieprzyjemnie skutki nam wszystkim. Pobawię się w wróżbitę i spróbuję przewidzieć przyszłość, niech jednak nikt nie pomyśli, iż param się czarną magią, to po prostu kierowanie się logiką. Parlament uchwala, Prezydent podpisuje, pensja minimalne idzie w górę, od jutra pracodawcy, którzy zatrudniają pracowników na umowę o pracę muszą zapłacić brutto nie 1850 zł a równe 2000 zł, a w rzeczywistości płacą około 2412,20 zł, gdy doliczymy składki obciążające pracodawcę, ale co to w końcu obchodzi pracownika. Co dzieje się dalej? Pierwszym krokiem jest minimalna podwyżka cen usług i produktów, dzięki którym właściciel będzie próbował sobie w jakiś sposób zrekompensować straty, jakie poniesie z powodu podwyższenia pensji. Kowalski, który zarobi teraz trochę więcej po pracy wybierze się na zakupy, za które zapłaci złotówkę więcej niż zwykle, niby nic, przecież teraz zarabia więcej, więc go stać! Po czasie jednak okaże się, iż wszystko co potrzebne jest mu do komfortowego życia jest droższe, nie tylko jedzenie, ale również prąd czy benzyna. Nie jest to jednak koniec nieprzyjemności, jakie spotkać mogą pracownika – im mniejsza firma, tym mniej produktów, na których podwyżce ceny można odrobić straty, jeśli pracodawca nie może sobie pozwolić na podwyżkę pensji dla wszystkich, powiedzmy pięciu pracowników, zwolni jednego z nich, tego najsłabszego lub najmniej doświadczonego i będzie modlił się wieczorami, by pozostała czwórka nadążyła z produkcją. Zdarza się jednak tak, że podwyżka cen produktów nie wystarcza. Pozostała liczba pracowników nie nadąża, firma powoli się stacza, aż w końcu upada, po prostu, nie z powodu słabej jakości czy chciwości i zbyt wysokiej ceny narzuconej przez producenta, upada przez rząd. A wtedy zamiast pracodawcy i pięciu pracowników, którzy mimo horrendalnego opodatkowania potrafili jakoś funkcjonować, dostajemy sześciu bezrobotnych, a od „specjalistów” w telewizji usłyszymy, o rosnącym problemie bezrobocia.
Jak więc poprawić sytuację Polaków, jeśli podniesienie płacy minimalnej nie jest rozwiązaniem? Wystarczy zabierać obywatelom mniej pieniędzy, gdyż dzisiaj ponad połowę zarobionych pieniędzy grabi nam państwo; na początek zamiast podniesienia pensji minimalnej wystarczyłoby zwiększenie kwoty wolnej od podatku. Tylko po co? Przecież rządzi się tak fajnie, w końcu im więcej pieniędzy tym większa władza nad ludem, im więcej pieniędzy tym więcej okazji do kradnię… tzn. do poprawiania sytuacji Polaków.
Mateusz Ostrega