Wspólne pieniądze możemy wydawać tylko na potrzeby wspólne, takie które w praktyce bardzo trudno byłoby finansować prywatnie. Nie powinniśmy pozwalać, aby finansowano z nich potrzeby prywatne. Jeśli ktoś chce wykonać zabieg In Vitro, może użyć swoich pieniędzy. Dlaczego ktoś inny ma płacić podatki na sfinansowanie cudzych prywatnych potrzeb?
Czy trzeba dodawać, że cześć osób może po prostu nie popierać tej metody? Tu nie chodzi tylko o to, że będą musieli płacić za coś, z czego sami nigdy z niej nie skorzystają, co już samo w sobie jest wystarczająco niesprawiedliwe. Płacenie na In Vitro będzie dla niech oznaczać dokładanie się do czegoś, co uważają za niewłaściwe, niekorzystne lub wręcz za złe.
W komentarzach pod moim ostatnim artykułem na ten temat pojawił się wątek o Kościele. Być może ktoś uznał, że skoro jestem przeciwko refundowaniu In Vitro, to muszę zapewne być za przekazywaniem pieniędzy publicznych na Kościół. I postanowił mnie na tej (pochopnie wydedukowanej) niekonsekwencji przyłapać.
Gdyby tak rzeczywiście było, to źle by to o mnie świadczyło. Ale muszę rozczarować: ja nie jestem za finansowaniem Kościoła z pieniędzy publicznych. Nie dlatego, że jestem przeciwko Kościołowi, wręcz przeciwnie: ten Katolicki to mój ulubiony. Ale skoro uważam, że przymuszanie ludzi do jego finansowania jest nieuczciwe, to tego nie popieram. Jestem za tym, aby Kościół Katolicki (i inne związki wyznaniowe) utrzymywały się bez wsparcia pieniędzy publicznych. A jeśli państwo jest im winne nieruchomości, to niech je po prostu odda zamiast wykręcać się jakimiś funduszami.