Autor, jak zaznacza, wbrew sobie, podjął polemikę z moim tekstem „Dobrze, że przyszedł strażak”(NGJ nr 6/2016) i postanowił poskarżyć się publicznie, że nie wie, dlaczego jego „bytność” na ostatniej sesji Rady Miejskiej w Bolkowie mogła wzbudzić aż takie emocje. Prawdę powiedziawszy, ja też nie mam pojęcia ani dlaczego „bytność” wzbudziła emocje, ani nie wiem, jakie wzbudziła emocje, nie wiem też u kogo.
Mój artykuł jest polemiką z tekstem, a nie z „bytnością”. Oczywiście mogę wyjaśnić, po raz drugi zresztą, ale tym razem bardziej wprost, dlaczego odpowiedziałem na tekst P. Baczmańskiego: „Kopalnia – no comments”, który napisał, by podzielić się swoim subiektywnym odczuciem na temat tego, co na sesji zobaczył i usłyszał. P. Baczmański twierdzi , że nie miał na celu „kogoś urazić”, ale zawarte w swoim artykule określenie „targowisko próżności” uważa za trafne. Przypomnę, że autor powieści o tym tytule William Makepeace Thackeray pisał: „targowisko próżności to bardzo podejrzany rynek, pełen fałszu, obłudy, kłamstwa i szacunku dla pozorów.” Byłem obecny na posiedzeniu XIV sesji Rady Miejskiej w Bolkowie i nie tylko w jej trakcie siedziałem, ale także aktywnie w niej uczestniczyłem, odpowiadając na pytania radnych oraz prezentując zagadnienie związane z osiągnięciem przez nauczycieli średniej wynagrodzeń w naszej gminie. Kto z Państwa nie poczułby się urażony skierowanymi w waszym kierunku określeniami, że jesteście, uczestnicząc w tym lokalnym wydaniu podejrzanego rynku pełni fałszu, obłudy, że jesteście kłamcami, a szacunek macie tylko dla pozorów? Czy nie są to symptomy tonięcia w moralnym szambie? Trudno doszukać się jakichkolwiek usprawiedliwień, dla ludzi, którzy piastując funkcję publiczną, charakteryzują się takimi cechami. Przynajmniej dla mnie takie postawy są obrzydliwe i wstrętne. Poczułem się jakby ktoś splunął mi w twarz. Jeśli autor „Kopalnia - no coments” nie wie, co pisze, to jest jego sprawa, ja odnoszę się do tego, co napisał, nie podając żadnego uzasadnienia dla swoich ocen. W moim tekście zwróciłem uwagę na to, że nie zostały podane żadne konkrety: jakie były przejawy fałszu i obłudy, kto kłamał, a kto stwarzał pozory? Jeśli ocena miała charakter ogólny, dotyczyła wszystkich uczestników sesji, również mnie. I to jest powód mojej reakcji na ten artykuł. Jak się okazuje, nie chciał urazić, ale obraził. To że P. Baczmański ma kłopoty z wyrażaniem swoich myśli, znajduje potwierdzenie również w odniesieniu do kwestii związanej z tematyką sesji. W „Kopalni – no comments” napisał: „Owszem poruszano tematy istotne dla funkcjonowania gminy. Jednak w moim osobistym odczuciu zabrakło tego najistotniejszego – problemu kopalni odkrywkowej wapieni mającej powstać w Lipie. W „Warczeniu Pitbulla” natomiast napisał: „nie chciałem z problemu kopalni uczynić tematu najistotniejszego na ostatnim posiedzeniu rady (choć takim powinien być).” Konia z rzędem temu, kto odpowie na pytanie: uznał P. Baczmański sprawę kopalni w Lipie za najistotniejszą, czy nie uznał? Dla mnie jest to myślowy galimatias na poziomie: „jestem za, a nawet przeciw”, ale ujęty w bardzo niezgrabnej formie.
Na zakończenie tej części moich wywodów wzywam P. Baczmańskiego do odwołania zarzutu, iż podałem „do publicznej wiadomości, że jak nie powstanie kopalnia wapieni w Lipie, to trzeba będzie płacić milionowe odszkodowania.” Nie pamiętam, abym kiedykolwiek i gdziekolwiek wypowiadał się w taki sposób, ale jeśli P. Baczmański dysponuje wiarygodnymi dowodami (nagrania, protokół), to niech je publicznie przedstawi. Żądam dosłownego przytoczenia moich słów i podania czasu i miejsca, gdzie zostały wypowiedziane. Jeśli tego nie uczyni albo mnie publicznie nie przeprosi, za przypisywanie mi nieprawdziwych stwierdzeń, będę uważał go za kłamcę.
Kolejna ważna kwestia poruszana w ostatnim artykule mojego polemisty dotyczy dobrego wychowania. P. Baczmański wysyła mnie na powrót do szkoły, abym przypomniał sobie, jak to określił, „dobre maniery”. Moje złe zachowanie skłania go do akceptacji pomysłów PIS-u na reformę systemu oświaty (8 klas szkoły podstawowej i 4 klasy liceum). Co ma piernik do wiatraka? Cóż można na to odpowiedzieć? Poważnie się nie da. Spróbuję, żartując: zapał pisarski przesłonił autorowi „Warczenia Pitbulla”, że jestem człowiekiem już prawie z sześćdziesiątką na karku i jeśli przyjąć za prawdę mój brak wychowania, jestem modelowym przykładem nieskuteczności tego systemu edukacyjno-wychowawczego, ponieważ skończyłem 8 klas szkoły podstawowej i 4 klasy liceum. Teraz poważnie: nie uważam, abym naruszył zasady dobrego wychowania swoim tekstem „Dobrze, że przyszedł strażak”.P. Baczmański napisał, że mój artykuł „To nawet nie była krytyka, a atak, gdyż owa polemika zastępcy burmistrza była bardzo agresywna.” Czy mój tekst przekracza reguły prasowej polemiki? Według mnie nie. Nie używam wyzwisk ani obraźliwych epitetów, pod adresem autora. Staram się skupić na analizie tekstu i unikać ataków ad personam. Był ostry? Był, ale widocznie nie na tyle, aby P. Baczmański publicznie odpowiedział na postawione w nim pytania.
Na zakończenie pragnę przytoczyć jeszcze jeden fragment - dewizę przedstawioną w tekście „Warczenie Pitbulla”: „piastując jakiekolwiek stanowiska publiczne, a już na pewno z-cy burmistrza, trzeba się wykazać nieposzlakowaną kulturą osobistą.” Zgadzam się z P. Baczmańskim w całej pełni. Jeszcze słuszniej byłoby do tego dodać, że dotyczy to również stanowiska burmistrza, o które autor ww. artykułu będzie się ubiegał. Nie podając jakiegokolwiek uzasadnienia gdy nazywa mnie zakłamanym, fałszywym obłudnikiem dbającym tylko o pozory, a potem określając moją prasową wypowiedź jako warczenie psa, odpowiada P. Baczmański tym standardom? Czy prezentuje „nieposzlakowaną kulturę osobistą”? Jeśli, nie będąc jeszcze burmistrzem, w taki sposób odnosi się do mnie, można sobie wyobrazić (a wyobraźni mi w tym przypadku nie brakuje), jak będzie traktował ludzi, gdy burmistrzem zostanie.
Jacek Machynia